Nasza rodaczka – siostra Agnieszka Gugała (z osiedla przy ul. Stacyjnej), zamieściła na stronach Małego Gościa Niedzielnego opowiadanie o przygarniętym przez siebie i swe misyjne Zgromadzenie Sióstr od Aniołów małym Afrykańczyku.
Andrzej Dobrowolski
.
Nie od razu zauważyłam, że jest głuchoniemy. Gdy Inocenty pojawił się w naszej wiosce Ntamugenga w Kongu w lipcu 2010 roku, zobaczyłam przede wszystkim jego przesympatyczny uśmiech i bystre spojrzenie. Miał wtedy 8 lat. Jego historia wstrząsnęła mną bardziej niż tutejsze wojny i grabieże.
BEZ MAMY I TATY
Urodził się całkiem zdrowy, ale może jakaś choroba i potem niewłaściwe leczenie spowodowały, że całkiem stracił słuch. Gdy Inocenty miał 5 lat, rozwiedli się rodzice. Chłopiec został z ojcem. Wkrótce jednak tata ożenił się z kobietą, która okazała się prawdziwa macochą ze smutnej bajki. Chłopiec nie dostawał jedzenia, rzadko się mył i przede wszystkim bał się tej kobiety. Tata pił na umór. Ostatnią sprawą jaka go interesowała, to: „Co się dzieje z moim synkiem?”.
Innocenty znikał więc z domu coraz częściej i na coraz dłużej. Pod krzakiem czy kawałkiem plandeki było mu przytulniej niż w rodzinnej chacie. Nikogo nie martwiło, gdzie jest, czy jest głodny, czy może chory.
Któregoś dnia jakimś cudem trafił do nowego domu matki. Cieszył się, że odnalazł mamę. A ona … wsadziła synka na motocykl-taksówkę i zawiozła do Ntamugenga. Zalanego łzami chłopca zostawiła na środku drogi i … odjechała.
WYROŚNIĘTY PRZEDSZKOLAK
Wtedy go spotkałam. Poznanie historii Inocentego zajęło mi kilka tygodni. Najpierw musiałam nauczyć się jego „migania”, a gestami wiele potrafił pokazać. Zadziwiał też pomysłami. Potrafił zbudować małe samochody i niby-telefony komórkowe. Ponieważ w Kongo nie ma koszy na śmieci i to, co ludzie wyrzucają leży koło domu, Innocenty tworzył ze wszystkiego co znalazł. Radził sobie też nieźle, gdy był głodny. Najczęściej łapał leśne szczury, przyrządzał je na palenisku i z wielkim apetytem zajadał się nimi (podobno to wielki przysmak …).
Któregoś dnia zaprowadziłam Innocentego do naszego przedszkola. Choć przerastał dzieci wzrostem i wiekiem, dość szybko dopasował się do nich. Ku mojemu zaskoczeniu nawet ołówek trzymał poprawnie i świetnie grał na bębenku.
Ale niestety, „dusza włóczęgi” odezwała się w nim szybko. Inocenty zaczął opuszczać zajęcia. Do nas przychodził tylko na posiłek. Zrozumiałam, że dla 8-latka zabawa z 4-5-latkami przestała być atrakcją, nawet jeśli dzieci miały ciekawe zabawki. Trzeba było dla Inocentego znaleźć inne miejsce na naukę.
NUDNA SZKOŁA
W sąsiedniej Rwandzie zakonnicy prowadza ośrodek dla głuchoniemych i niesłyszących dzieci i młodzieży. Pojawiła się nowa szansa. Może dzięki aparatowi Inocenty będzie odbierał jakieś dźwięki? … Po załatwieniu dziesiątek formalności, by głuchoniemy Kongijczyk mógł przekroczyć granicę, dotarliśmy do Butare w Rwandzie. Tam lekarz najpierw zbadał chłopca i powiedział, że jednak nie będzie słyszał. Dyrektor szkoły, mimo że Inocenty był obcokrajowcem, że miał 3 lata opóźnienia w nauce i nie był przystosowany do życia wśród ludzi, zgodził się przyjąć chłopca do szkoły. Wróciliśmy do wioski z nadzieją. Przez 6 miesięcy, do rozpoczęcia roku szkolnego, próbowaliśmy go w naszej podstawówce nauczyć dyscypliny szkolnej. Inocenty dostał mundurek, tabliczkę, rysik, i po kilka godzin dziennie spędzał w pierwszej klasie. Oczywiście szybko mu się znudziło. W szkole nie było zabawek ani jedzenia, no i nie wolno było spacerować po klasie.
Różnymi sposobami próbowaliśmy go utrzymać w pobliżu przedszkola i biblioteki. Szczególnie w dni targowe. Chodziło o to, by oduczył się żebrania i kradzieży.
FERIE U MARGERITY
Czekaliśmy na styczeń 2011 roku. Inocenty miał wtedy rozpocząć naukę w Rwandzie. Przygotowaliśmy wszystko co potrzebne do szkoły. Kupiliśmy nowe ubrania, buty … i ruszyliśmy do Butare. Inocenty dość szybko zorientował się, że tym razem to nie zwykła „wycieczka”. Kiedy zobaczył, że z samochodu wyciągamy materac, miskę, walizkę, i że inne dzieci z pomocą rodziców niosą do szkoły podobne wyposażenie, zaczął płakać. Poczuł chyba, że znowu odrzuca go ktoś, komu w swoim krótkim życiu kolejny raz tak bardzo zaufał. Nie rozumiał, dlaczego ma zostać w obcym kraju. Nie miał pewności, czy kiedykolwiek wróci do swoich.
Z sercem na ramieniu wróciłyśmy do Konga. Rozmowy telefoniczne z dyrektorem niepokoiły nas. Inocenty większość czasu spędzał na korytarzu wykrzykując po swojemu.
Po dwóch miesiącach nastąpił przełom. Chłopiec zaprzyjaźnił się z Margeritą. Potrafił już siedzieć w szkolnej ławce. I co najważniejsze mógł zostać w szkole. Ferie spędził razem z dziećmi Margerity w jej domu.
UŚMIECHNIĘTY I ZADBANY
Po powrocie pilnie chodził na wszystkie zajęcia. Pierwsze trzy miesiące zakończył z wynikiem 11%. Po kolejnych trzech miał już 67%. Nauczyciele byli zdziwieni, że „dziecko z lasu” jest takie zdolne.
Inocenty przekonywał się coraz bardziej, że chcemy tylko jego dobra. Dizęki Adopcji Serca ma też wspaniałą „mamę” w Polsce, która już rok płaci na jego utrzymanie.
Ja mam teraz nowa pracę – w Rwandzie. Łatwiej mi go teraz odwiedzać. 20 października 2013 Inocenty przyjął chrzest. Trudno w uśmiechniętym i zadbanym chłopcu rozpoznać dawnego urwisa z naszej wioski Ntamugenga.
Podczas gdy Inocenty spokojnie uczył się w rwandyjskiej szkole, w jego rodzinnym Kongu wybuchła wojna. Wioskę, w której kiedyś mieszkał, wiele razy napadali rebelianci. Potem przyszła kolejna wojna i wojska rządowe odbijały zagrabione tereny.
Trudno przewidzieć, co by się stało, gdyby chłopiec pozostał we wsi. Kim byłby, gdyby nie szansa, którą dostał, nagroda za okrutne dzieciństwo.
Siostra Agnieszka Gugała
.
.